czwartek, 26 maja 2011

Obraz namalował Berg-olej


Kraków vis a vis Podobin

Jak staropolskim zwyczajem ława przy stole przystawiona,
A na stole przystawki świąteczne takie jak;
Strogonow, bigos, jadło ze świnki,
A wszystko po to,
By ugościć swoich jak i miastowych.

Pierwsi wkroczyli
Jakże inaczej wieś Podobin.
Wybrańcy gospodarza.
Jakże inaczej swoi.
Usiadłszy na ławie wyciągnęli za paska
Nalewkę dla dam „Białą damę”,
A dla mężczyzn
Jakże inaczej,
Czystą wódkę,
By nabrać wigoru,
A damy usadzić bezpiecznie.
Chłopi zaczęli pić, a jakże inaczej!
Czystą, przy boku swoich pań do nagany,
Które uśmiechem zerkając do kieliszka.
To do swojego partnera bacznie obserwując.
Kutasy u pasa przypięte u swoich chłopców.

Gospodyni świece zapalając na stole.
Gębę otworzywszy krzyknęła radośnie.
Witajcie mieszczuchy!
Serdeczni goście.
Mieszczuchy jak zwyczaj każe.
Ukłoniwszy się podali ręce miejscowym.
Potem usiedli vis a vis za stołem.
Tyłki stwardniały im z pychy.
Usiadłszy na ławie z deski zrobionej.
Wyciągnąwszy koniaki zaszronione lodem.

Swoi.
Jakże inaczej gęby otworzyli do dam.
Piskliwie śmiejąc się zadzierali nogi.
Do tańca,
Lecz nie na parkiecie.
Ino do gęby wódkę wlewając,
By nogi tańcowały.
A jakże inaczej.
Jak nie przy stole śmiejąc się w wniebogłosy.

Natomiast mieszczuchy.
Jakże inaczej z powagą.
Kieliszki nalewając ukradkiem spoglądali,
Czy aby i im nogi będą podrygiwać,
Lecz nie przy stole ino na deskach.
Wziąwszy damy zatańczyli oberka.
Podrygując.
A jakby inaczej.
Jak po mieszczańsku.
Nie mając talentów do swoich wygibasów.


-58-
Spociwszy się.
A jakby inaczej.
Miejscowi i zamiejscowi.
Wspólnie usiadł wszy zaczęli bruderszaft pić.
A jakby inaczej.
Jak nie po królewsku.
Zerkając na zegarek czy aby nie wypili za dużo.
Czystej czy też koniaku.
Któż by to odgadł jak nie gosposia,
Która bacznie z gospodarzem zerkała oczami.
Czy nie brakuje im jadła.

Teraz otworzyły się wszystkim oczy.
Zobaczywszy pobratymców swoich ze swoimi.
Zjednoczywszy się pary układały rytmy tańców.
A jakże inaczej.
Jak nie orgie.
Ręka, noga, biodro wszystko plątało się
W głowach na sali wirującej od dymu.
Spod nóg i głów mieszając style tańców.

Gore w łbach.
Gore w szampanach.
Już wszyscy trzymają butelkę trzeciego tysiąclecia,
By przywitać,
A zarazem poskromić rok 2000,
Aby uczcić trzecie tysiąclecie zwycięstwa pojednania.
Roku pobratymców w godzinie zero...

Huk korków skłonił wszystkich do składania
Sobie życzeń.
A jakże inaczej.
Jak nie wszystkiego najlepszego,
Dużo zdrowia,
Pociechy z dzieci,
Dużo pieniędzy,
A na końcu tej serdeczności,
Aby trzecie tysiąclecie było dla nich.
Rajem ludzkich namiętności i spokoju
W kuchni polskiej bez kłótni rodzinnej.
Kraków 2001.I.3
Jacek Marek Krawczyk



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz